Step – moja pierwsza fitnessowa miłość

Od stepu wszystko się zaczęło. Było to jeszcze w epoce dinozaurów, bo w 2000 roku. Wtedy fitness dopiero raczkował w Polsce, nie było wielu klubów, większość tego typu zajęć odbywała się w wynajętych w szkole salach. Nie było sprzętu takiego jak teraz – maty, hantle, może piłki i tyle. Mimo sporej dawki ruchu serwowanej na AWF-ie, skusiłam się spróbować swoich sił na aerobiku w pobliskiej szkole.

Wchodzę, kilkanaście dziewczyn rozkłada stepy, a z boku, karnety sprawdza instruktorka, która nie wygląda na pochodzenia polskiego (Neia :)). W sumie to nawet jakoś zbytnio się nie stresowałam, mimo że nie wiedziałam co mnie czeka, bo było to moje pierwsze zetknięcie z fitnessem (przepraszam, aerobikiem, wtedy słowo fitness rzadko było w użyciu). Nigdy jakaś “lewa” w sporcie nie byłam, miałam za sobą próby w różnych dyscyplinach, więc dlaczego miałabym sobie tutaj nie poradzić?

Ustawiłam swój step potulnie z tyłu, za całą grupą. No i się zaczęło! Wejdź, zejdź, kopnij, podnieś kolano, lewa, prawa, mambo, obrót…. Dziewczyny z przodu (z niektórymi do tej pory razem ćwiczymy), kicały jakby się urodziły ze stepem. Ja – muzyka ok, byłam w stanie ogarnąć rytm, koordynację i zmusić nogi do wypełniania poleceń instruktorki, choć pewnie wtedy jeszcze nieudolnie w porównaniu do reszty grupy. Ale największym wyzwaniem okazało się… zapamiętanie choreografii! Tego wcześniej nie robiłam i uruchomienie głowy do zapamiętywania sekwencji kroków wydawało się mission impossible. Na pierwszych zajęciach nie udało mi się zapamiętać układu ani razu – zawsze się w czymś rąbnęłam! Pamiętam tą złość, którą miałam w głowie. Choć i uczucie satysfakcji, kiedy udało się w końcu wykonać cały układ bezbłędnie.

Nie zraziłam się. Raczej się zawzięłam i nie poddałam. Nie były to moje pierwsze i ostatnie zajęcia, jak to się często zdarza. Nawet spodobało mi się, że mam jakieś wyzwanie – dorównać tym z pierwszych rzędów (pozdrowienia dla Agi P. i Grażyny P. :)).

Czym ujął mnie step? Czym ujmuje do tej pory?

  1. Dobra zabawa – nie żmudne ćwiczenia
  2. Kondycja, wydolność – wysiłek, którego nie czujesz, bo głowa myśli nad krokami
  3. Ucieczka od rzeczywistości – całkowite skupienie na krokach – spróbuj uciec myślami i już “odpadasz”
  4. Gimnastyka dla głowy – zapamiętanie kilkuminutowych choreografii wykonywanych w prawo, w lewo, przodem, tyłem… ❤ to nieprzecenione korzyści dla mózgu
  5. Taneczna muzyka – nogi same rwą się do tańca
  6. Endorfiny 🙂 – najsilniejsze właśnie po stepie

Teraz, kiedy stoję po drugiej stronie i staram się zarażać miłością do stepu kolejne osoby, lubię to chyba jeszcze bardziej. Oprócz tych wszystkich benefitów, których doświadczałam jako uczestnik zajęć, dochodzi jeszcze własna kreatywność. Praca z muzyką i wymyślanie stepowych choreografii to coś, co uwielbiam:)

 

Dodaj komentarz